środa, 2 maja 2012

O diagnozie, która "nie jest" diagnozą ...

"Nie pójdę na badanie, nie chcę żadnych leków ..."

Dla wielu ludzi taki tekst w ustach dziecka świadczy o totalnej bezradności rodziców. 
Otoczenie, w tym nawet profesjonalisci, nie zdaje sobie najczęściej sprawy z tego, jak ogromną traumą może być dla dziecka zwykła wizyta u lekarza czy w gabinecie psychologa.

Dla nas to "tylko wizyta" (choc przecież wielu ludzi w Polsce na propozycję np. profilaktycznych badań p. nowotworowych reaguje "ucieczką").

Dla dziecka z doświadczeniem stresu traumatycznego, separacji z opiekunem, zaniedbań czy nadużyć, a zwłaszcza dla dziecka, które przeżyło rozstanie z biologicznymi rodzicami, "zwykła wizyta" oznacza skrajne zagrożenie. Racjonalne tłumaczenia czy wyjaśnienia nie mają tu nic do rzeczy - dziecko nie boi się na poziomie świadomym. Ono boi się całym ciałem. Cały jego organizm jest skrajnie zmobilizowany. Dla dziecka takie badanie jest równoznaczne z "końcem świata", z utratą (separacją od) kolejnych rodziców, z np. skierowaniem do szpitala a więc rozłąką i bolesnymi, niezrozumiałymi zabiegami.

Jeśli widzimy konieczność zwrócenia się z problemami do specjalisty (diagnoza, opinia, choroba, objawy czy zachowania z którymi nie potrafimy sobie poradzić), a ten nie rozumie opisanych powyżej uwarunkowań, poprośmy o uzupełnienie wiedzy lub zmieńmy specjalistę.

To rada bardzo serio i w pełni odpowiedzialna. 

Jedna powtórnie traumatyzująca wizyta czy zabieg, potrafą cofnąć nas w pracy z dzieckiem o wiele miesięcy.


W wypadku, gdy problem wynika głównie z zaburzeń posttraumatycznych, 80 % czynności diagnostycznych nie wymaga specjalistycznej aparatury.

Nawet jeśli wymaga, to dzieje sie to w obecności specjalisty, którego dziecko już poznało w warunkach bezpiecznych i dla siebie przyjemnych/atrakcyjnych.


Badania (procedury diagnostyczne) jakie prowadzimy w ramach działania NSLT, nie kojarzą się dziecku z niczym groźnym i nieprzyjemnym. 

Te przyjazne oddziaływania odbywają się w trakcie wspólnej wycieczki, aktywności sportowej czy zabawy. Dziecko spotyka się bardziej z "trenerem osobistego rozwoju" niż z lekarzem czy terapeutą.
Oczywistym "dodatkowym efektem" jest zdecydowanie wyższa, niż w tradycyjnym badaniu typowo gabinetowym, trafność i skuteczność. Widzimy dziecko w warunkach naturalnych, obserwujemy jego prawdziwe reakcje a nie te, które są "przygotowane pod nas", lub wynikają z nadmiernego napięcia czy zablokowania/dysocjacji.




© NSLT copyright 2012 aut. Leszek Drozdowski 
















1 komentarz: